Przedwzmacniacz, jak sama nazwa wskazuje, jest urządzeniem znajdującym
się w torze audio przed wzmacniaczem mocy. Z tego prozaicznego faktu
wynika także rola, jaką odgrywa w systemie, jakkolwiek i w tym przypadku
można odnotować wiele niejasności czy wręcz nieporozumień. Formy
występowania tego urządzenia są oczywiście różne, jednak nazywanie
przedwzmacniaczem potencjometru umieszczonego we wspólnej obudowie z
przełącznikiem kanałów jest merytorycznym nadużyciem o - na szczęście -
małej szkodliwości społecznej. W większości tzw. wzmacniaczy
zintegrowanych możemy wyodrębnić moduł spełniający funkcję wzmacniacza
napięciowego, czyli przedwzmacniacza. Czy aby na pewno napięciowego? W
pomarańczowej ani żadnej innej księdze nie zapisano, że przedwzmacniacz
musi wykazywać wzmocnienie napięciowe wyrażające się współczynnikiem
większym od 1. Wystarczy, że będzie spełniał funkcję "transformatora"
impedancji, którego zadanie polega w zasadzie na zapewnieniu wzmocnienia
prądowego, a nie napięciowego, jak się powszechnie głosi. Tak czy
inaczej, wyłania się nam przybliżona definicja przedwzmacniacza. Mówiąc
językiem bardziej komunikatywnym: przedwzmacniaczem możemy nazywać moduł
lub samodzielne urządzenie, którego zadaniem jest kondycjonowanie i
zarządzanie sygnałem dostarczonym ze źródła audycji - odtwarzacza CD,
gramofonu czy magnetofonu. Przez wyrażenie "kondycjonowanie" należy
rozumieć właściwość zapewnienia odpowiedniego poziomu sygnału
(wzmocnienie napięciowe) oraz odpowiednio niskiej impedancji wyjściowej
(wzmocnienie prądowe). "Zarządzanie" to możliwość wyboru odpowiedniego
źródła, balans wzmocnienia czy konfigurowanie wyjść.
Podstawowe wymagania
Niska impedancja wyjściowa jest rezultatem odpowiedniej obciążalności
prądowej wyjścia układu przedwzmacniacza. Wprawdzie w praktyce do
wyjścia przedwzmacniacza nie bywają dołączane obciążenia o bardzo
niskiej impedancji, ale wbrew pozorom cecha ta ma istotne znaczenie,
przede wszystkim z powodu nieadekwatnej do wymagań zawansowanego audio
interpretacji tego parametru przez na przykład producentów układów
scalonych. Jeżeli w stopniu wyjściowym przedwzmacniacza znajduje się
scalony wzmacniacz operacyjny z obowiązkowo dołączonym do wyjścia
rezystorem, możemy być pewni, że podany w opisie technicznym
przedwzmacniacza parametr impedancji wyjściowej będzie zgodny z
wypadkową wartością owego rezystora i parametrem impedancji deklarowanym
przez producenta "scalaka". Niestety, normy przemysłowe nie
uwzględniają hi-endowych uszu, w rezultacie czego podłączenie
przedwzmacniacza szczycącego się 100-omową impedancją do wzmacniacza
mocy o impedancji wejściowej 10 kiloomów może skończyć się źle dla uszu.
Sytuacja taka dotyczy także każdej innej konfiguracji urządzeń, w
której wyjście jednego urządzenia jest łączone z wejściem drugiego.
Wzmocnienie napięciowe liniowego przedwzmacniacza do zastosowań audio
jest właściwością nie uwikłaną w zależności jakościowe. W tym przypadku
chodzi tylko o możliwość odpowiedniego wysterowania wzmacniacza mocy.
Najgłośniejsze płyty CD nagrane są na poziomie około 0 dB, a najcichsze w
okolicach -6 dB, z czego wynika jasno, że 8-decybelowe wzmocnienie
przedwzmacniacza jest w zupełności wystarczające. Przed
przedwzmacniaczem jednak umiejscowione są przecież jakieś urządzenia,
więc problem dopasowania wejść i wyjść powtarza się. Producenci urządzeń
audio przedstawiają różne punkty widzenia odnośnie wpływu impedancji
wejściowej na właściwości soniczne w różny sposób skonstruowanych
urządzeń. Jak zwykle, wszyscy mają rację, posługując się pakietem
informacji wyselekcjonowanych na użytek danej teorii. Ogólny pogląd
jednak wskazuje na konieczność zapewnienia możliwie dużej impedancji
wejściowej i jak najmniejszej wyjściowej, co bywa trudne do spełnienia w
odniesieniu do wartości skrajnie absolutnych. Praktyka jednak bliska
jest teorii zasadniczej, w wyniku czego przedwzmacniacz charakteryzujący
się wysoką impedancją wejściową może okazać się urządzeniem znacznie
precyzyjniej oddającym szczegóły reprodukowanej audycji muzycznej. Innym
dość istotnym, a często pomijanym parametrem przedwzmacniacza jest jego
"haedroom", czyli podatność (lub odporność) na przesterowanie.
Szczególną ostrożność należy zachować, planując zakup preampu, w którym
zrezygnowano z globalnej pętli ujemnego sprzężenia zwrotnego. W takim
przypadku łatwiej przesterować jeden ze stopni urządzenia. Z punktu
widzenia konstruktora środkiem zaradczym może być zwiększenie wartości
napięć zasilających układu tranzystorowego lub zastosowanie
dwunapięciowego zasilania w układach lampowych. Pozostałe parametry,
takie jak zniekształcenia czy też pasmo przenoszenia, stanowią pośrednie
odzwierciedlenie zastosowanej technologii. Zasady ogólne są takie same
jak te definiujące idealny wzmacniacz. Mała liczba stopni wzmocnienia,
brak ujemnego sprzężenia zwrotnego, a jednocześnie szerokie pasmo
przenoszenia i dobra liniowość pracy określają pułap jakości urządzenia w
kategoriach przekładających się bezpośrednio na wrażenia odsłuchowe.
Moje osobiste doświadczenia wskazują na zdecydowaną przewagę urządzeń
charakteryzujących się prostym torem sygnałowym, zasilanym jednak ze
źródeł o dużym stopniu zaawansowania. Identyfikacja zasilacza polegająca
na penetracji wzrokowej płytki preampu może wykazać jednie obecność
paru układów LM317/337 lub nawet jakichś egzemplarzy serii 78xx.
Wskazuje to niezbicie na niedopatrzenia w zakresie zasilania układu. W
układach lampowych bywa analogicznie. Obecność jedynie prostownika i
paru kondensatorów to o wiele za mało, jeżeli obiektem naszego pożądania
jest wysokiej klasy przedwzmacniacz. "Na pokładzie"
superprzedwzmacniacza konieczne są szybkie i niskoszumne regulatory
napięcia zrealizowane w technologii dyskretnej lub lampowej. Tego
rodzaju gotowych układów po prostu nie ma, a jeżeli nawet są, to pewnie
tylko w amerykańskich myśliwcach.
Cele wyższe
Przedwzmacniacz stanowiący moduł wstępny wzmacniacza zintegrowanego
najczęściej spełnia funkcję czysto praktyczną, polegającą na zapewnieniu
bezpiecznie małej impedancji w układzie składającym się także z sieci
ścieżek połączeniowych skierowanych do potencjometru i przełączników.
Prowadzenie sygnału wewnątrz urządzenia bez zapewnienia odpowiedniego
ekranowania jest praktycznie możliwe, jeżeli sygnał jest aktywnie
buforowany lub nawet wzmacniany napięciowo. W przeciwnym razie
zauważalne będą zakłócenia, powodowane chociażby rozproszonym
promieniowaniem elektromagnetycznym transformatora zasilającego. Nawet w
"poważnych" wzmacniaczach zintegrowanych stopień wstępny traktowany
jest jednak po macoszemu w aspekcie jego oryginalności technicznej czy
właściwości dźwiękowych. Występuje tutaj podporządkowanie poszczególnych
rozwiązań koncepcji ogólnej, zdominowanej walorami samych stopni mocy
danego wzmacniacza. Być może dlatego możemy wskazać tak niewiele
urządzeń uniwersalnych spełniających najwyższe wymagania. Z kolei system
dzielony, złożony z przedwzmacniacza i wzmacniacza lub wzmacniaczy
mocy, wymaga dodatkowych połączeń, degradujących sygnał. Zastosowanie
jeszcze jednego interkonektu to także dwie wtyczki i dwa gniazda więcej.
A jednak dobry preamp rekompensuje obiektywne pułapki, dając w
ostatecznym rozrachunku bilans pozytywny. Przyczyny tego stanu rzeczy
nie są związane jedynie z zależnościami technicznymi, ale przede
wszystkim z odmiennym zaangażowaniem inżyniera konstruującego preamp,
standardowo przecież postrzegany przez rynek jako urządzenie zajmujące
wyższą gałąź drzewa hierarchicznego. Tak prosta diagnoza nie uwzględnia
oczywiście stanu zaawansowania urządzeń referencyjnych, które
optymalizowano przede wszystkim z powodów technicznych. Rozdzielenie
kanałów, wyodrębnienie zasilaczy, zaawansowane ekranowanie czy też
techniki przeciwdziałające przedostawaniu się zakłóceń sieciowych i
wibracji mechanicznych wyznaczają poziom, na którym przedwzmacniacz
zaczyna żyć własnym życiem, w konsekwencji czego porównywanie go do
stopnia napięciowego jakiejkolwiek integry byłoby niepoważne. Nawet
najlepsze chęci w tym przypadku nie pomogą, ponieważ odpowiednie układy
zajmują miejsce, którego we wzmacniaczu uniwersalnym będzie za mało.
Dobry przedwzmacniacz, a w zasadzie wydane na ten cel pieniądze,
stymuluje dalszy pęd w kierunku doskonałości, w wyniku czego pewnego
dnia stajemy się właścicielami wzmacniaczy mocy w postaci monobloków.
Fizyczne odseparowanie poszczególnych kanałów podniesie walory całości, w
związku z czym pozytywne cechy preampu staną się bardziej zauważalne,
wznosząc system na jeszcze wyższą gałąź wspomnianego drzewa. Warto w tym
miejscu przypomnieć, że na wierzchołku czasem nieźle buja, o czym
przekonał się niejeden użytkownik systemu referencyjnego. Ale to temat,
na który przyjdzie jeszcze czas.
Przedwzmacniacze nieliniowe
Do tej grupy urządzeń możemy zaklasyfikować przedwzmacniacze do
gramofonów prędkościowych wyposażonych we wkładki z ruchomą cewką MC
(moving coil) lub z ruchomym magnesem MM (moving magnet). Gramofonowe
preampy różnią się od tych liniowych w zasadzie pod każdym względem.
Podstawowa odmienność tych urządzeń polega na ich nieliniowej
charakterystyce podporządkowanej krzywej korekcyjnej RIAA, zdefiniowanej
przed laty w USA. Można śmiało stwierdzić, że przedwzmacniacz
gramofonowy jest jednym z najbardziej wymagających składników systemu
audio. Przyczyną tego stanu rzeczy jest sam sygnał pozyskiwany z wkładki
gramofonowej, charakteryzujący się bardzo małym poziomem i nieliniową
charakterystyką. Tylko od konstruktora zależy, jak podoła zadaniu
polegającemu na zapewnieniu możliwie znacznego odstępu od zakłóceń oraz
uzyskaniu płaskiej charakterystyki wynikowej, od której zależeć będzie
zrównoważenie tonalne urządzenia. Ponieważ w przedwzmacniaczu MM lub MC
mamy do czynienia z kilkuetapową korekcją częstotliwościową, także i
wybór elementów odpowiedniej jakości będzie miał niebagatelne znaczenie.
Cały czas dylematem pozostaje sposób, w jaki minimalizuje się dudnienia
związane z odtwarzaniem analogowego krążka. Osłabianie zakresu poniżej
16 Hz, odpowiedzialnego za specyficzne zakłócenia, nie pozostaje bez
wpływu na ogólną jakość reprodukcji basu. Niestety, problem jest
szerszy, ponieważ "rumbling" uzależniony jest także od natężenia dźwięku
w pomieszczeniu odsłuchowym, w rezultacie czego brak jest uniwersalnej
recepty na tę dolegliwość. Ruchomy magnes nie dostarcza tak
spektakularnych wrażeń, jak ruchoma cewka, która wytwarza sygnał tylko
nieco wyższy od poziomu szumów własnych pojedynczego tranzystora.
Wzmocnienie 800-krotne to standardowe wymaganie dla preampu
gramofonowego typu MC. Konsekwencje tego faktu powinny być jasne dla
każdego fana sprzętu hi-end, jakkolwiek zabawny pozostaje fakt, że to
właśnie stary, wysłużony gramofon postawił największe wyzwanie
współczesnej elektronice. Realizacja układu o wzmocnieniu w okolicach 60
dB wyklucza jakiekolwiek zakamuflowane tandeciarstwo, dlatego też dobre
przedwzmacniacze MC możemy policzyć na palcach.
Bez prądu
Tak zwany przedwzmacniacz pasywny wyposażony w najwyższej klasy
potencjometr drabinkowy wprowadza znikome zniekształcenia i powinien być
w zasadzie postrzegany jako urządzenie wzorcowo neutralne. Jednak wielu
użytkowników takiego rozwiązania dostrzega pewne jego mankamenty,
określane pogorszeniem się jakości basu czy też ogólnym zaciemnieniem
precyzji reprodukcji. Brak kondycjonowania sygnału oraz fatalna w
skutkach jednocześnie zmienna, jak i cały czas zbyt wysoka impedancja
wyjściowa pasywnego tłumika to przyczyny ewentualnych problemów.
Oczywiście, doskonale zrealizowana "pasywka" może okazać się lepsza od
setek nieudolnych przedwzmacniaczy podłączanych do prądu, ale w
pojedynku z bardzo dobrym urządzeniem aktywnym na ogół jednak przegrywa.
Dzieje się tak dlatego, że bilans systemu zawsze jest kwestią ilości
błędów. Urządzenia o "nadprzyrodzonych" właściwościach, rekompensujące
niedomagania innych składników toru, nie istnieją, o czym nie wszyscy
pamiętamy. Przedwzmacniacz pasywny, przepraszam - regulator wzmocnienia,
a w zasadzie tłumik sygnału, jako element wysoko- i jednocześnie
zmiennoimpedancyjny jest właśnie takim "błędem". Pozostałe cechy można
uznać za same zalety, które na ogół nie okazują się być wystarczające.
Jeżeli oczekujemy bliskości ideału, jedno potknięcie może zadecydować o
klęsce. Przedwzmacniacz aktywny lepiej przysposabia sygnał do dalszej
drogi. Chodzi o energię. Wzmacnianie to nic innego jak multiplikowanie
energii. Cała rzecz w tym, aby na wyjściu zachowane były idealne
proporcje, odpowiadające audycji źródłowej.
Technologia
Tutaj sprawa jest otwarta - lampy albo tranzystory. A może scalaki?
Dogłębna analiza wykaże, że we wszystkich tych kategoriach istnieją
wzniosłe szczyty, jak i zapadłe rowy, wypełnione mętnym błotem.
Zacznijmy od końca. Kiedy czytam o nadzwyczajnych właściwościach
dźwiękowych urządzenia wyposażonego w tor sygnałowy zbudowany w oparciu o
układy TL072, chce mi się płakać. NE5534 to już mistrzostwo świata, ale
w kategorii dobrego hi-fi. Scalone wzmacniacze operacyjne mają wspólną
cechę, która przeszkadza w osiągnięciu referencyjnej jakości. Otóż nie
funkcjonują z otwartą pętlą, w związku z czym muszą być objęte
praktycznie dość głęboką pętlą ujemnego sprzężenia zwrotnego. Jednak NIF
to nie błąd krytyczny, tylko pewna często stosowana technika, dlatego
też trzeba pogodzić się z losem i poszukać środków zaradczych. A takie
są, jeżeli skupimy uwagę nie tyle na metodach, ile na ich skutkach.
Istnieją wzmacniacze operacyjne bardzo wysokiej jakości. Ot, chociażby
OP627, AD845, AD797 czy może szybkie jak błyskawica bufory BUF 634,
funkcjonujące na dodatek w dość głębokiej klasie A. Rozwiązanie układowe
zwane "composite amplifier" może dać rezultaty porównywalne do bardzo
dobrego przedwzmacniacza zbudowanego w oparciu o elementy dyskretne.
Istnieją też patenty umożliwiające regulację prądu spoczynkowego bufora
mocy układu scalonego, a tym samym kształtowanie ostatecznego brzmienia
układu. Można więc powiedzieć, że przedwzmacniacz zawierający jedynie
"scalaki" też może być hi-endowy, pod warunkiem oczywiście spełnienia
pozostałych wymagań dotyczących sposobu zasilania, architektury
dual-mono czy kwestii zastosowania odpowiednich podzespołów. Ambitny
konstruktor jednak rzadko wysługuje się gotowcami "odwalającymi" całą
robotę, dlatego też na górnych gałęziach naszego drzewa spotkamy raczej
preampy "dyskretne", zbudowane z pojedynczych tranzystorów. W tej
materii też nie ma zgodności, w związku z czym wyodrębniamy zwolenników
układów symetrycznych (nie mylić ze zbalansowanymi), złożonych z dwóch
lustrzanych gałęzi SE klasy A, lub rozwiązań bardziej tradycyjnych,
przypominających komplementarny przeciwsobny stopień mocy standardowego
wzmacniacza. Klasyczne single-ended także bywa stosowane, lecz chyba
tylko Nelson Pass opanował tę technikę perfekcyjnie. Najlepsze
tranzystory do zastosowań audio opracowali wiele lat temu inżynierowie
firmy Precision Monolitics, wchłoniętej nie tak dawno przez Analog
Devices, jednak niskie napięcie pracy zintegrowanej pary MAT odstrasza
wielu konstruktorów. Aplikacje dyskretne mają przewagę nad scaloną
konkurencją w postaci modyfikalności rozwiązań, umożliwiającej
konstruktorowi wnikanie w szczegóły, w których niejeden diabeł uwił
sobie gniazdo. W ostatnim numerze "Absolute Sound" redakcja pieje z
zachwytu nad niedrogim przedwzmacniaczem gramofonowym The Groove Toma
Evansa, które to urządzenie wydaje się być właśnie ucieleśnieniem
inteligentnych rozwiązań tranzystorowych opartych na bardzo precyzyjnych
stopniach zasilania. Podobne urządzenia są wytwarzane także w Polsce,
ale więcej o tym przy innej okazji.
Wracając do tematu, warto zauważyć, że zarówno przedwzmacniacze
tranzystorowe, jak i lampowe mają swoich przedstawicieli w najbardziej
arystokratycznych rewirach - kolejne wcielenie Marka Levinsona, Cello
oraz Burmester 808 z jednej strony, a Conrad-Johnson ART i Audio Note z
drugiej. Pomiędzy nimi środkową pozycję zajmuje hybrydowe Audio
Research. Okazuje się, że technologia tranzystorowa dorównuje lampowej, a
nawet ją wyprzedza w temacie ceny detalicznej. Niestety, przesłanki
teoretyczne nie podążają za prawami rynku, i w takim kontekście
postawiłbym raczej na lampy. Pomijając podstawowe zasady funkcjonowania
lamp elektronowych, warto zwrócić uwagę na dobrze znany, choć słabo
akcentowany fakt wykorzystania w układach lampowych stosunkowo wysokich
napięć zasilających. Bezpośrednia interpretacja wpływu wysokiego
napięcia pracy na wypadkowe brzmienie nie jest łatwa, jakkolwiek zarówno
wysokonapięciowe układy tranzystorowe, jak i lampowe mają cechy wspólne
w postaci odmiennego wymiaru brzmienia czy też pewnego rozmachu
dźwięku. Niestety, powyższa dyskusja może okazać się jałowa bądź
niezrozumiała dla osoby, która nie miała przyjemności obcowania z
urządzeniami najwyższej jakości. Tak, tak, to właśnie przedwzmacniacze
lampowe, posądzane o słaby wynik pomiaru SINAD, potrafią eksplodować
dynamiką w stopniu daleko sugestywniejszym niż ich tranzystorowi
koledzy. Celowo mieszam parametry obiektywne z odczuciowymi w nadziei,
że być może taka ocena okaże się najbardziej trafna. Preamp lampowy może
być postrzegany jako urządzenie o wiele bardziej dynamiczne, niż
wskazują na to standardowe pomiary, ponieważ oferuje znacznie większą
rozdzielczość, przekładającą się praktycznie na bardziej realistyczne
odwzorowanie, które odbierane jest przez słuchacza jako brzmienie
prawdziwsze, także i w aspekcie dynamiki. Wytworzenie stereofonicznego
obrazu dźwiękowego w samej rzeczy jest pewną iluzją, dlatego też
kurczowe odnoszenie się jedynie do wskazań przyrządów może prowadzić do
mylnych wniosków. Balans preferencji oceny pozostaje jednak sprawą
drażliwą zarówno dla konstruktora jak i użytkownika. Kryteria, jakimi
posługujemy się, dokonując osądu, mogą być weryfikowane jedynie poprzez
miksturę doświadczenia, wiary, wiedzy i wyczucia.
Dobra liniowość lampy daje szansę skonstruowania urządzenia bardzo
prostego układowo, bez globalnej pętli NIF. Osiągnięcie znakomitej
liniowości, a tym samym bardzo niskiego współczynnika zniekształceń
harmonicznych, wymaga jednak precyzyjnego doboru lamp, co nie jest
możliwe do spełnienia w przypadku produkcji seryjnej. Ze smutkiem należy
także odnotować fakt stosowania w referencyjnych urządzeniach lampowych
ujemnego sprzężenia zwrotnego, na co zdecydowało się kilku renomowanych
producentów.
Przyczyny tego rodzaju nadużyć są jasne i mają związek zarówno z
problemami technologicznymi, jak i serwisowymi. W pierwszym przypadku
chodzi o powtarzalność rezultatów, a w drugim o umożliwienie
użytkownikowi dokonania samodzielnej wymiany lamp. Ujemne sprzężenie
zwrotne załatwia sprawę kompleksowo, w rezultacie każdy sprawny
egzemplarz lampy nadaje się do wykorzystania w docelowym układzie.
Niestety, odbywa się to kosztem jakości reprodukowanego brzmienia.
Umiejętna reklama i nieuczciwe testy potrafią zrekompensować ułomności
urządzenia w stopniu umożliwiającym firmie zachowanie dotychczasowej
pozycji na rynku. Powszechnie aprobowany przez fanów audio subiektywizm i
względność wrażeń odsłuchowych dostarczają doskonałego alibi twórcom
uzurpującym prawo do najwyższych tytułów dla swoich niepełnosprawnych
produktów. Najlepsze przedwzmacniacze to niektóre z tych wytwarzanych
jednostkowo przez małe manufaktury.
Konfiguracja optymalna
Poglądy na temat doboru przedwzmacniacza są ogólnie zgodne, a
występujące rozbieżności bywają konsekwencją niedoskonałości pozostałych
składników toru audio. Postrzeganie urządzenia audio wysokiej
rozdzielczości jako swego rodzaju filtru w systemie pozostawiam
pseudoaudiofilom, wychowanym przez komercyjne czasopisma, unikające jak
diabeł święconej wody obiektywizmu i bezwzględnego wartościowania.
Założenia poważnego badacza tej problematyki są jasne - idealne
odwzorowanie naturalnego brzmienia nie jest wprawdzie możliwe,
jakkolwiek poszczególne urządzenia można precyzyjnie ocenić w hierarchii
pionowej. Nie ma bowiem dwóch urządzeń różnych, a zarazem równie
dobrych. Zawsze jedno urządzenie tego samego rodzaju jest lepsze lub
gorsze od drugiego. Przyjmując taką postawę, mamy szansę zbliżenia się
do ideału, w przeciwieństwie do liberalnych demagogów, którym
pozostawiamy na tę okoliczność słabo przewodzące kable, wzmacniacze od
małych składów i kolumny tylko do jazzu.
Konfiguracja idealnego zestawu jest w zasadzie zajęciem banalnym.
Lampowy przedwzmacniacz, uzupełniony lampowymi monoblokami, zaoferuje
największe możliwości, ale i spore kłopoty eksploatacyjne. Systemy
całkowicie lampowe, charakteryzujące się z marszu wysoką
rozdzielczością, mają niemal ludzką wrażliwość, w rezultacie czego
nieprawidłowo obsłużone mogą działać nawet fatalnie. O wiele
bezpieczniejszy będzie układ hybrydowy złożony z lampowego
przedwzmacniacza i tranzystorowych wzmacniaczy mocy. Sytuacja odwrotna
może przynieść równie pozytywne skutki, ponieważ wysokiej klasy
tranzystorowy przedwzmacniacz o wiele lepiej poradzi sobie z informacją
subtelną niż tranzystorowy wzmacniacz mocy występujący w poprzednim
układzie, co równoważy wynik w bilansie porównawczym. Taka konfiguracja
jest mało popularna, jakkolwiek wcale nie gorsza od hybrydy z lampowym
preampem i półprzewodnikową końcówką mocy. Zestaw całkowicie
tranzystorowy, nawet w najlepszym wydaniu, będzie miał wyraźne
ograniczenia w dziedzinie naturalności i precyzji przekazu,
zrekompensowane jednak dowolną mocą, dużą wydajnością prądową i
bezstresową eksploatacją.
forum audiostereo.pl - autor Chris Bednarski
i to by było chyba na tyle